Ponad 10 tys. wolnych miejsc pracy dla nauczycieli to bilans kryzysu kadrowego w polskiej oświacie. Powodem jest nie tylko wysokość wynagrodzeń, ale też polityka edukacyjna, która wprowadza zamieszanie i powoduje, że praca nauczyciela obarczona jest dużą niepewnością.

Braki kadrowe w szkołach widać najbardziej w dużych miastach, gdzie rynek pracy jest stale zasilany nowymi ofertami pracy i istnieje najwięcej alternatyw dla zatrudnienia w szkole. Brakuje zarówno wychowawców przedszkolnych, nauczycieli nauczania początkowego, jak i określonych przedmiotów, np.: języka polskiego, matematyki, przyrody, przedmiotów zawodowych oraz historyków czy chemików.

– Oczywiście największe braki występują w Warszawie i sięgają prawie 3 tys. nauczycieli. Ale biorąc pod uwagę proporcję liczby szkół i nauczycieli, wcale nie wygląda to lepiej np. na Podlasiu, gdzie brakuje ponad 500 nauczycieli. Największe problemy są tam, gdzie jest alternatywa dla szkoły i nauczyciel może znaleźć spokojniejszą pracę, mniejsze tam, gdzie szkoła jest czasami jedynym zakładem pracy i tej alternatywy nie ma – uściśla Sławomir Broniarz.

Jak podkreśla, powodem są nie tylko warunki płacowe – nauczyciel z wykształceniem magisterskim i z przygotowaniem pedagogicznym rozpoczynający pracę 1 września otrzyma wynagrodzenie brutto mniejsze niż płaca minimalna.

– Jest wiele przedmiotów, które są nauczane w jednej godzinie tygodniowo i brak nauczyciela może spowodować, że dzieci przez dwa, trzy, cztery tygodnie nie będą miały zajęć z danego przedmiotu. Sytuacja jest naprawdę bardzo skomplikowana i obecnie wydaje mi się niemożliwa do rozwiązania. Oczywiście można stosować półśrodki, dyrektorzy na pewno je stosowali, i przydzielać nauczycielom półtora etatu, ale to nie rozwiąże problemu, bo nauczyciel nie może pracować wydajnie przez 27–29 godzin dydaktycznych każdego tygodnia – zauważa prezes ZNP.

I dodaje, że nauczyciel po 20 latach pracy, mający najwyższy stopień awansu zawodowego, zarabia około 4,9 tys. zł brutto miesięcznie, więc coraz więcej osób, które mają możliwość znalezienia sobie lepiej płatnej i spokojniejszej pracy, taką decyzję podejmuje.

– Mówiąc o spokojniejszej pracy, mam na myśli to, co dzieje się w ogóle w polityce edukacyjnej. Ten ogromny chaos i zamieszanie. Nauczyciele nie skupiają się na najbardziej istotnych problemach, ale zajmują się rzeczami, które w gruncie rzeczy są raczej marginalne, ale które niestety polaryzują środowisko i dzielą Polaków, np. kwestią nauczania religii czy przygotowania do życia w rodzinie. To nie są tematy wiodące w polskiej edukacji. One są wywoływane przez ministra chyba tylko po to, żeby pan minister miał okazję brylować w mediach – mówi Sławomir Broniarz.

Jego zdaniem szkoła jest przedmiotem ustawicznej walki ministra z nauczycielami oraz oddziaływania politycznego, czasami wręcz propagandowego.

– To naprawdę nie sprzyja stabilności, nie sprzyja spokojowi pracy w naszym zawodzie – kwituje.

Po pierwszym września rozpocznie się zbieranie podpisów pod obywatelskim projektem ustawy dotyczącym powiązania płacy nauczycieli z przeciętnym wynagrodzeniem. Celem zmian w prawie jest zrównanie wynagrodzenia miesięcznego nauczyciela dyplomowanego z przeciętnym wynagrodzeniem w kraju.

– Nauczyciele to jest grupa o najwyższym poziomie kwalifikacji zawodowych i nie można tego środowiska wpychać w kolejny etap pauperyzacji, nie można mu proponować jako punktu odniesienia płacy minimalnej, bo to jest po prostu niegodziwe wobec ludzi, wobec których mamy ogromne wymagania, od których oczekujemy maksymalnie dużego wysiłku i efektów pracy. I te efekty pracy są, co widać po badaniach międzynarodowych, a my im oferujemy płacę minimalną lub wynagrodzenie poniżej płacy minimalnej – wyjaśnia prezes ZNP.

Źródło: Newseria

KOMENTARZE