Światowa epidemia wirusa SARS-CoV-2 mocno uderzyła w branżę motoryzacyjną. W kwietniu liczba sprzedanych aut osobowych spadła w Polsce spadła o 67 procent i jest najgorszy wynik od 15 lat. Biorąc pod uwagę wzrost cen nowych samochodów, które muszą spełniać nowe normy bezpieczeństwa oraz emisji dwutlenku węgla strat branża może nie odrobić nawet w ciągu kilku najbliższych lat.

– Dane za kwiecień pokazują, że w przypadku samochodów osobowych spadek sprzedaży wyniósł 67 proc., w przypadku samochodów ciężarowych nawet więcej, a dostawczych – o ok. 50 proc. Spodziewamy się, że wyniki majowe będą podobne, może nieco lepsze, ale w dalszym ciągu w salonach jest bardzo mało kupujących – powiedział Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego.

Kwietniowe dane na temat rejestracji nowych samochodów osobowych są najgorsze od 2005 roku, a te dotyczące dostawczych – od września 2012 roku. Od stycznia do kwietnia zarejestrowano w Polsce nieco ponad 122 tys. aut osobowych przy 186 tys. w analogicznym okresie 2019 roku – o 34 proc. mniej. W tym samym okresie zarejestrowano 16 tys. samochodów dostawczych przy blisko 23 tys. rok wcześniej (spadek o 30 proc.).

– Pamiętajmy, że w Polsce 3/4 klientów stanowią firmy. Jeżeli one nie będą wymieniały samochodów, nie będą chciały w nie inwestować, to sprzedaż będzie znacznie niższa. Trudno powiedzieć, jak będzie wyglądało drugie półrocze, nie wiemy, jak szybko będą zdejmowane ograniczenia, czy nie pojawi się druga fala pandemii. Jeśli założymy najbardziej optymistyczny scenariusz, spadek w całym roku w stosunku do poprzedniego wyniesie kilkadziesiąt procent – ocenia prezes PZPM.

Dane z 20 pierwszych dni maja również nie napawają optymizmem. Liczba rejestracji samochodów osobowych spadła o nieco ponad 50 proc. r/r, samochodów dostawczych – o 31,5 proc., natomiast ciężarowych – o 67,7 proc. W liczbie średniej liczby rejestracji dziennie spadki są jeszcze większe – odpowiednio o 54,5 proc., 36,7 proc. oraz 70,1 proc. Jednak w porównaniu do kwietnia odbicie jest wyraźne.

– Druga połowa roku może być bardzo trudna, bo widać po kwietniu i maju, że liczba kupujących jest bardzo mała – wskazuje Jakub Faryś. – Biorąc pod uwagę bardzo złe, żeby nie powiedzieć, że najgorsze w powojennej historii miesiące, czyli kwiecień, maj, być może czerwiec, cały rok na pewno zamkniemy na sporym minusie.

Spadki sprzedaży z czasów pandemii może być ciężko odrobić, zwłaszcza że ceny samochodów idą w górę. Od 2021 roku średnia emisja CO2 deklarowana dla wszystkich sprzedanych samochodów danej marki nie powinna przekraczać 95 g CO2/km. W przyszłym roku mają też zacząć obowiązywać regulacje, które wymuszą na producentach montowanie nowych technologii. To wszystko sprawia, że samochody drożeją.

– Niestety ze względu na te wymagania samochody na pewno będą drożały. Pytanie tylko, czy zdrożeją ze względu na koronawirusa? Bezpośredniej przyczyny nie ma, ale należy liczyć się z tym, że rynek będzie zaburzony, niektórzy producenci części czy podzespołów będą starali się zrekompensować straty. Zrobimy wszystko, żeby ceny nie poszły w górę. Zależy nam, żeby klienci przychodzili i kupowali samochody, bo od tego zależy sukces branży motoryzacyjnej. Trudno jednak powiedzieć, jaka będzie przyszłość – mówi prezes PZPM.

Źródło: Newseria

KOMENTARZE